Zazwyczaj lubię wymawiać nazwy marek w ich oryginalnym brzmieniu, ale dla Škody świadomie robię wyjątek. W końcu trudno o bardziej niefortunne znaczenie dla nazwy samochodu. Nie szkoda byłoby wam takiego yeti? :-)
A tak btw, kim był Fabio?
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Szkoda yeti?
czwartek, 24 grudnia 2009
Życzenia
Bracie!
Szkoda, że nie ma Cię z nami przy wigilijnym stole. Zamieszczam dziś to zdjęcie sprzed trzech lat, bo ja wolę pielęgnować raczej te dobre wspomnienia. Życzę więc i Tobie jak najlepszych wspomnień, a nam wszystkim, żebyśmy mogli powtórzyć taki portret jak najszybciej. Czekamy na Ciebie.
wtorek, 22 grudnia 2009
Dotknąć oceanu
Nie wiem, czy wejście po kostki do wody można nazwać prawdziwym dotknięciem oceanu, ale jak na pierwszy raz tyle mi wystarczyło. Wcześniej miałem kontakt z Atlantykiem tylko wzrokowo, ze stumetrowego klifu. Okazja do zamoczenia nóg pojawiła się dopiero dwa lata później, więc specjalnie nadrobiłem kilkadziesiąt kilometrów i niemal wjechałem autem do wody :-)
Tak wyglądała plaża gdzieś w południowo - zachodniej Francji.
czwartek, 17 grudnia 2009
W zdrowej kawie zdrowy duch
Aha, światło też nie było najgorsze :-)
sobota, 12 grudnia 2009
Drogowcy zaskoczyli zimę
Zdjęcie jest świeżutkie, zrobione niecałą godzinę temu.
czwartek, 10 grudnia 2009
Blair Witch Uszat
Oglądaliście Blair Witch Project?
niedziela, 6 grudnia 2009
Kinderferienlager
Każde zdjęcie ma swoją historię - głosi podtytuł tego bloga. Zaś ta marna fotografia ma dla mnie wartość historyczną wręcz unikatową. Już tłumaczę dlaczego.
W 1989 roku, jako dzieciak z podstawówki (choć dziś byłoby to gimnazjum), zostałem wysłany przez rodziców na kolonie za granicę, do bratniego kraju NRD. Autokar dowiózł nas w uroczą okolicę pełną jezior i lasów, po czym zatrzymał się przed budynkiem, na widok którego my, koloniści, wpadliśmy w popłoch. TO podobno była szkoła, na czas wakacji zamieniana w ośrodek kolonijny. Ale TO wyglądało jak zapuszczona rudera i w sumie tym właśnie było. Tamtych kolonii w ogóle nie wspominam dobrze, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że NRD kojarzyło się wtedy przeciętnemu Polakowi jako niemalże Zachód. I te biedne dzieciaki w autokarze - w tym ja - wyobrażały sobie, że jedziemy w nie wiadomo jakie luksusy. A tu taaaaki zonk!
Efekt tego szoku był taki, że postanowiłem jakoś uwiecznić to miejsce gwałtownego zderzenia wyobrażeń z rzeczywistością. I specjalnie w tym celu, wyłącznie dla tego jednego zdjęcia, kupiłem swój pierwszy aparat fotograficzny :-)
Był to jakiś najprostszy z możliwych, plastikowy i tandetny model. Ale tylko na taki było mnie stać z mojego kieszonkowego. Oczywiście aparat był enerdowski. Nabyłem go chyba w sklepie z zabawkami, w ogóle był koloru różowego! Kompletnie nie pamiętam jego nazwy. Ot, różowe prostokątne pudełeczko z kliszą w środku.
I tak oto powstała pierwsza fotografia, którą zrobiłem moim własnym aparatem. Trzy miesiące później runął mur berliński. Jakby nie patrzeć - kawał historii :-)