Nie wiem, czy wejście po kostki do wody można nazwać prawdziwym dotknięciem oceanu, ale jak na pierwszy raz tyle mi wystarczyło. Wcześniej miałem kontakt z Atlantykiem tylko wzrokowo, ze stumetrowego klifu. Okazja do zamoczenia nóg pojawiła się dopiero dwa lata później, więc specjalnie nadrobiłem kilkadziesiąt kilometrów i niemal wjechałem autem do wody :-)
Tak wyglądała plaża gdzieś w południowo - zachodniej Francji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz