Dzisiaj był początek astronomicznej jesieni.
Lubię tą porę roku nie tylko gdy jest "złota polska". Podobają mi się długie mgliste wieczory, wiatr i ulice lśniące od deszczu.
Lubię wrzesień, gdy świat napełniony energią lata, zaczyna przejawiać pierwsze oznaki senności i zmęczenia. Jest ciepło i pogodnie, ale gdzieś tam wdziera się zapowiedź jesiennej melancholii. Taka subtelna, że wręcz przyjemna. Z nutką dekadencji, chciałoby się powiedzieć.
Lubię też październik, gdy wybuchają kolory, raz po raz zamazywane szarością. Październik przeplata, jak kwiecień, zimę z latem. Tylko czemu nie ma swojego własnego przysłowia? Zdjęcie powyżej jest właśnie z października.
No i listopad. Symbol chandry i depresji, patron pesymistów. Dla mnie jednak i ten miesiąc ma swój nieodparty, mroczny urok.
Najgorszy w sumie jest grudzień. Miesiąc rozsadzony przez święta, kojarzony na siłę z zimą i śniegiem. A przecież większość grudnia to jesień, w ostatnich latach raczej bezśnieżna. Grudzień to mało sympatyczne pożegnanie z jedną z najpiękniejszych pór roku.
Ale nie ma co narzekać. Póki co, jesień właśnie się zaczęła. Enjoy it! :-)
Uwielbiam kolorową jesień, przesyconą słońcem. Dokładnie taką, jak na Twoim zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńTo moja ulubiona pora roku, choć nieco depresjonogenna, że się wyrażę;)
OdpowiedzUsuńTak jesień jest piękna.Robisz bardzo ładne zdj.;)
OdpowiedzUsuń