Rok temu posmakowałem, jak to jest wyrwać się zimą do ciepłych krajów. Odwiedziłem brata na Wyspach Kanaryjskich i naładowałem moje wewnętrzne akumulatory na długie tygodnie. Swoje entuzjastyczne wrażenia opisałem tu na blogu. Tak więc gdy teraz, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, nadarzyła się okazja, aby znowu wyskoczyć gdzieś, gdzie jest jeszcze cieplej, gdzie o tej porze roku temperatura nawet w nocy nie spada poniżej dwudziestu stopni - nie wahałem się ani chwili.
Kilka dni temu wróciłem i potwierdzam: to działa! Czuję w sobie tyle energii, że starczy mi jej przynajmniej do Wielkanocy.
Zdecydowanie polecam wszystkim to uczucie! Jest bezcenne :-)
Wlasnie ogladam Twoje ustrzelone zdjecia z Kenii. Genialne! Ciesze sie, ze znowu naladowales swoje akumulatory i niczym duracellski kroliczek dobijesz na pelnych obrotach do wiosny:) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńa ja nie wiedziałam, że masz aż tyle blogów:) podobają mi się!
OdpowiedzUsuń