sobota, 18 lipca 2009

Nowe aparaty testuję na Tour de France

Tak się składa, że ostatnio jak sobie kupię nowy aparat, to go testuję na Tour de France. Niestety nie na żywo - może w przyszłym roku? - tylko w Eurosporcie.
Niemal równo rok temu nabyłem Nikona D80 i jedno z pierwszych zdjęć pstryknąłem bez zastanowienia telewizorowi, gdzie akurat jechali kolarze. Teraz sytuacja się powtórzyła. Kupiłem sobie używanego maleńkiego Canona SD700 IS i znów wycelowałem obiektyw w kolarzy. Ciekawe czym ich sfotografuję za rok :-)

Po co mi używana "małpka" skoro mam lustrzankę i telefon robiący zdjęcia? To proste. Lustrzanki nie wezmę ze sobą wszędzie, a fotografowanie telefonem... cóż, nie oszukujmy się: póki co żaden nawet najdroższy telefon nie umywa się do pierwszego z brzegu aparatu. Uważam, że opowieści o genialnych zdjęciach zrobionych telefonem są równie wiarygodne jak reklamy środków czyszczących w telezakupach mango24. Owszem, te produkty świetnie czyszczą, pod warunkiem że coś nie jest brudne. I podobnie jest z telefonami. Można zrobić nimi dobre zdjęcie, pod warunkiem, że mamy idealne światło, mnóstwo czasu i jesteśmy w odpowiedniej odległości od fotografowanego obiektu - w końcu telefony nie mają zoomu. A jednak tysiące ludzi są gotowe wydawać tysiące złotych na te zabaweczki.

Ale są też dobre strony tego owczego pędu na komórki z aparatem: normalne aparaty tak szybko tracą na wartości, że można kupić naprawdę świetny i całkowicie sprawny model z optyczną stabilizacją obrazu za mniej niż 200zł. A trzy lata temu ludzie płacili za niego dziesięć razy więcej! Więc gdy sprzedawca będzie was namawiał na najnowszy aparat z rozpoznawaniem uśmiechu i filmami HD, za jedyne półtora tysiąca złotych - pomyślcie ile będzie on wart za dwa, trzy lata :-)

Tour de France 2008 on Eurosport HD
Tour de France 2008, nowiutkim Nikonem D80

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz