Czasem człowiek zwiedza miasto zupełnie inaczej niż zalecają to przewodniki i biura podróży. Przybywa wieczornym pociągiem i rozpoczyna spacer po starym mieście z dużym plecakiem na grzbiecie, bo na dworcu nie ma przechowalni bagażu. Pierwsze kroki kieruje do najbliższego baru, gdzie ogląda mecz lokalnej w sumie drużyny w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Po meczu snuje się dalej wąskimi uliczkami, które byłyby niemal puste, gdyby nie grupki... polskich turystów. Oni również mają samolot do kraju o siódmej rano, i ich też czeka niewygodna noc na lotnisku.
Polscy turyści nie są zbyt rozmowni, powiedziałbym nawet, że nieco speszeni, że ktoś obcy ich zagaduje na ulicy w ich własnym języku. Snujemy się więc dalej, osobno, mijając się co parę minut w tych ciasnych uliczkach, by wreszcie wspólnie wylądować w ostatnim nocnym autobusie na lotnisko.
Ale przynajmniej już wiem, jak wygląda Girona. Czego nie mogę powiedzieć np. o Bristolu :-)
natchnąłeś mnie i pozwoliłam sobie dać odnośnik do twojego wpisu tu : http://www.blox.pl/komentuj/krainatrolli/2010/03/Smutne.html
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie masz mi za złe.