środa, 3 marca 2010

La vida es un carnaval

Na Wyspy Kanaryjskie jedzie się w środku zimy nie tylko dlatego, że tam temperatura przez całą dobę oscyluje wokół dwudziestu stopni, ale również po to, żeby zobaczyć barwny i szalony latynoski karnawał. Ja miałem podwójne szczęście: w Santa Cruz de Tenerife mogłem obejrzeć najważniejszą paradę karnawałową, Gran Cabalgatę, a w Las Palmas de Gran Canaria... obejrzeć to mało powiedziane :-) W każdym razie obie wyspy uraczyły mnie wspomnieniami szalonymi i niezapomnianymi. Na jednym wpisie się nie skończy :-) 

Na zdjęciu powyżej prezentuje się Królowa Karnawału w Santa Cruz. Strój tej pani za nic nie chciał zmieścić się w kadrze - był wielkości sporego warzywniaka i razem ze swoją właścicielką był ciągnięty na specjalnej lawecie. A pani tylko stała, machała, uśmiechała się i sunęła poprzez szpaler rozentuzjazmowanego tłumu. Szaleństwo :-)

No i jeszcze muzyka. Zewsząd mnóstwo muzyki. A zwłaszcza jedna piosenka, którą słychać było wszędzie i która do tej pory chodzi mi po głowie. I po telefonie. "Życie karnawałem jest, a najpiękniej żyć ze śpiewem na ustach". No to proszę bardzo:

2 komentarze:

  1. fakt - wciągający kawałek :) tańczymy czasem do niego na zajęciach

    a_in_wonderland

    OdpowiedzUsuń