Zazwyczaj lubię wymawiać nazwy marek w ich oryginalnym brzmieniu, ale dla Škody świadomie robię wyjątek. W końcu trudno o bardziej niefortunne znaczenie dla nazwy samochodu. Nie szkoda byłoby wam takiego yeti? :-)
A tak btw, kim był Fabio?
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Szkoda yeti?
czwartek, 24 grudnia 2009
Życzenia
Bracie!
Szkoda, że nie ma Cię z nami przy wigilijnym stole. Zamieszczam dziś to zdjęcie sprzed trzech lat, bo ja wolę pielęgnować raczej te dobre wspomnienia. Życzę więc i Tobie jak najlepszych wspomnień, a nam wszystkim, żebyśmy mogli powtórzyć taki portret jak najszybciej. Czekamy na Ciebie.
wtorek, 22 grudnia 2009
Dotknąć oceanu
Nie wiem, czy wejście po kostki do wody można nazwać prawdziwym dotknięciem oceanu, ale jak na pierwszy raz tyle mi wystarczyło. Wcześniej miałem kontakt z Atlantykiem tylko wzrokowo, ze stumetrowego klifu. Okazja do zamoczenia nóg pojawiła się dopiero dwa lata później, więc specjalnie nadrobiłem kilkadziesiąt kilometrów i niemal wjechałem autem do wody :-)
Tak wyglądała plaża gdzieś w południowo - zachodniej Francji.
czwartek, 17 grudnia 2009
W zdrowej kawie zdrowy duch
Aha, światło też nie było najgorsze :-)
sobota, 12 grudnia 2009
Drogowcy zaskoczyli zimę
Zdjęcie jest świeżutkie, zrobione niecałą godzinę temu.
czwartek, 10 grudnia 2009
Blair Witch Uszat
Oglądaliście Blair Witch Project?
niedziela, 6 grudnia 2009
Kinderferienlager
Każde zdjęcie ma swoją historię - głosi podtytuł tego bloga. Zaś ta marna fotografia ma dla mnie wartość historyczną wręcz unikatową. Już tłumaczę dlaczego.
W 1989 roku, jako dzieciak z podstawówki (choć dziś byłoby to gimnazjum), zostałem wysłany przez rodziców na kolonie za granicę, do bratniego kraju NRD. Autokar dowiózł nas w uroczą okolicę pełną jezior i lasów, po czym zatrzymał się przed budynkiem, na widok którego my, koloniści, wpadliśmy w popłoch. TO podobno była szkoła, na czas wakacji zamieniana w ośrodek kolonijny. Ale TO wyglądało jak zapuszczona rudera i w sumie tym właśnie było. Tamtych kolonii w ogóle nie wspominam dobrze, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że NRD kojarzyło się wtedy przeciętnemu Polakowi jako niemalże Zachód. I te biedne dzieciaki w autokarze - w tym ja - wyobrażały sobie, że jedziemy w nie wiadomo jakie luksusy. A tu taaaaki zonk!
Efekt tego szoku był taki, że postanowiłem jakoś uwiecznić to miejsce gwałtownego zderzenia wyobrażeń z rzeczywistością. I specjalnie w tym celu, wyłącznie dla tego jednego zdjęcia, kupiłem swój pierwszy aparat fotograficzny :-)
Był to jakiś najprostszy z możliwych, plastikowy i tandetny model. Ale tylko na taki było mnie stać z mojego kieszonkowego. Oczywiście aparat był enerdowski. Nabyłem go chyba w sklepie z zabawkami, w ogóle był koloru różowego! Kompletnie nie pamiętam jego nazwy. Ot, różowe prostokątne pudełeczko z kliszą w środku.
I tak oto powstała pierwsza fotografia, którą zrobiłem moim własnym aparatem. Trzy miesiące później runął mur berliński. Jakby nie patrzeć - kawał historii :-)
poniedziałek, 30 listopada 2009
Galapagos, czyli cieplejszy listopad
Skąd taka dedykacja? Smoka zna każdy. Smok niesie ogień i zawsze gromadzi ludzi wokół siebie. Został sfotografowany w piękny i ciepły dzień pod koniec listopada (jak ciepło było, można poznać po tym, jak ludzie byli poubierani). I dlatego mi się dziś tak skojarzył :-)
Wszystkiego najlepszego, Galapagosie!
piątek, 27 listopada 2009
Sunset at The Gigabyte Towers
Przede wszystkim więc, biurowiec Centralu zmienił nazwę na Gigabyte, i został postawiony na boku zamiast pionowo. Wieżowce łódzkiego manhattanu majaczą w tle tak jak powiny, a w dole panuje tradycyjny chaos kamienic i budek z chińszczyzną. I tylko słońce zachodzi jakoś nie z tej strony, co trzeba, bo od południa. Ale w końcu to tylko moja metaforyczna wizja :-)
Wizja - czyli płyta główna, procesor i pamięć - została nabyta wczoraj, razem z nową kartą graficzną. W tej chwili wszystko siedzi już w moim komputerku i się instaluje. A na bloga wpis powstaje obok, na netbooku.
wtorek, 24 listopada 2009
Wistom Structure Slideshow
Dzisiaj zupełnie eksperymentalnie zamiast jednego zdjęcia zamieszczam pokaz złożony z dwunastu. Będzie to druga część fotorelacji z tomaszowskiego Wistomu (pierwsza część jest TUTAJ). Wtedy skupiłem się na detalach, teraz bardziej na strukturze budowli. Są więc scenerie niczym z filmów grozy czy SF, zalane pomieszczenia, klaustrofobiczne wnętrza kominów i szybów wind, schody nie dla ludzi z lękiem wysokości, tajemnicze wielkie otwory w ścianach, kłębowiska betonowych żerdzi czy smugi światła spod sufitu. Słowem - niesamowite miejsce dla każdego z odrobiną wyobraźni. Polecam raz jeszcze!
piątek, 20 listopada 2009
Balans niebieli
Kiedy balans bieli jest ustawiony ręcznie na światło żarówki, to lepiej wtedy nie robić zdjęć na słonecznej łące. Ja niestety nie sprawdziłem ustawień i to zdjęcie wyszło z aparatu całe niebieskie. Obrzydliwie niebieskie. Uruchomiłem jednak moje ulubione suwaczki w komputerze - i efekt widzicie powyżej. Coś tam dało się uratować, nawet muszę przyznać, że fotka nabrała pewnego dramatyzmu. Ale odrealnienie zostało. Prawdziwe kolory były zupełnie inne i już ich nie odzyskam. Jaka stąd nauczka? A różna. Jedni powiedzą: trza było focić w rawach. Inni, że było pilnować ustawień. Albo jak się nie umie, to ustawić na auto. I to wszystko właściwie prawda. Errare homini lupus est.
A samo zdjęcie zrobiłem przemierzając Pradolinę Warszawsko - Berlińską, obszar chroniony programem Natura 2000 (to ten sam program, który chroni Dolinę Rospudy). Są to okolice ciekawe również z historycznego punktu widzenia: tu gdzieś toczyła się w 1939 roku Bitwa Nad Bzurą (w Kutnie znana jako Bitwa pod Kutnem). Jest to miejsce dla człowieka nieprzyjazne - pełno tu bagien, mokradeł i co chwila jakaś ukryta w trawach rzeczka przecina wędrowcom drogę. Zimą wiatr nawiewa zaspy śniegu na szosę, a gęste mgły to tutaj prawie codzienność. Tylko patrzeć, aż z czeluści wychynie jakiś utopiec czy inna kikimora.
A jednak, większość kierowców przemyka ten odcinek zupełnie nie zwracając uwagi na jego wyjątkowość. Ot, kolejny nudny i płaski fragment, jakich w centralnej Polsce pełno. I ja również myślałem podobnie przez wiele lat, podczas których przemierzyłem Pradolinę setki razy, nie zdejmując nawet nogi z gazu. Aż któregoś dnia, kilka lat temu, przy okazji remontu mostka, zrobiono tam ruch wahadłowy. Dopiero wtedy pierwszy raz zatrzymałem się wśród tych moczarów i dopiero wtedy dostrzegłem ich piękno. Jak to możliwe, że codziennie mijamy takie perełki natury i kompletnie je ignorujemy?
wtorek, 17 listopada 2009
Sydney Opera House
poniedziałek, 9 listopada 2009
Dwa lata przed lustrem
Odwiedzając w zeszłym roku pałacyk w Rzucewie (nad Zatoką Pucką), dostrzegłem przed wejściem kamień z datą. Niby nic szczególnego, ale przypomniało mi się, że dokładnie tego dnia kupiłem moją pierwszą lustrzankę. Dziś właśnie mijają dwa lata od tamtej chwili, którą uważam za początek mojej przygody z fotografią na poważnie. Wcześniej też robiłem zdjęcia. Dużo zdjęć. Dobrych zdjęć. Ale po zakupie lustrzanki moje fotografowanie nabrało jakiegoś nowego wymiaru, nowej jakości - i tempa.
Dzisiaj mam wrażenie, że lustrzankę miałem od zawsze. Zjeździłem z nią Polskę wzdłuż i wszerz kilka razy, a i kawał Europy obejrzałem przez jej obiektywy. Dzięki zdjęciom poznawałem nowych ciekawych ludzi, a dzięki nim mogłem robić kolejne, jeszcze ciekawsze zdjęcia. Połączyłem pasję z pracą i dużo się nauczyłem. A to dopiero dwa lata! Więc już nie mogę się doczekać kolejnych :-)
czwartek, 5 listopada 2009
"Remember, remember, the Fifth of November"
The Gunpowder Treason and Plot,
I know of no reason
Why the Gunpowder Treason
Should ever be forgot.
Guy Fawkes, Guy Fawkes, t'was his intent
To blow up the King and Parli'ment..."
niedziela, 1 listopada 2009
Anioł i Księżyc
Wczoraj miałem okazję ponownie spróbować swoich sił w konfrontacji z motywem cmentarnego anioła na tle pełnego księżyca. Tym razem fotografii towarzyszyły solidne przygotowania, szukanie odpowiedniego kąta, kadru, odpowiednich ustawień w aparacie. Nawet samo rozstawienie statywu było nie lada wyzwaniem na ciasnych ścieżkach między grobami. A efekt? Ja tam jestem zadowolony :-)
wtorek, 27 października 2009
Gotham City of Vienna
Kiedy jedna strona katedry św Stefana w Wiedniu jest zasłonięta rusztowaniami, a z drugiej stoi wielki namiot i zasłania resztę - wtedy można rozstawić statyw z trzeciej, tej mniej popularnej. Zawsze podobało mi się zimne, trupioblade oświetlenie tej budowli. Przypominało mi filmy Tima Burtona o Batmanie.
W końcu przyszła pora na zrobienie zdjęcia. Ludzie na dole w obiektyw nie włazili, za to kropił z góry deszcz. Jakaś pani spytała mnie o drogę do ulicy Graben, co oznaczało, że zostałem wzięty za nie-turystę. Miło. Potem przyszła amerykańska wycieczka. Kilka osób stanęło obok mnie, zadarło aparaty w górę i powieliło mój kadr. Sam też często robię tak samo :-)
A potem wziąłem statyw pod pachę i wszedłem do środka. Była tabliczka z zakazem jedzenia lodów, rozmawiania przez telefon, były też inne zakazy, ale fotografowanie - dozwolone. Też miło :-)
czwartek, 15 października 2009
Poznański Szybki Tramwaj (PST)
To było takie improwizowane pstrykanie z wnętrza jadącego tramwaju PST. Faktycznie trzeba przyznać - jest szybki. Jako Łodzianin, zazdroszczę. Teoretycznie u nas też jest coś, co ma szumną nazwę Łódzki Tramwaj Regionalny, było uruchomione w zeszłym roku i łączy supernowoczesną i superszybką linią aż trzy miasta. Teoretycznie. Bo w praktyce, jeśli coś staje co trzysta metrów na światłach i przystankach, i w dodatku dzieli torowisko ze starymi zwykłymi tramwajami, to nie ma prawa jechać szybko.
A wracając do PST - ten kadr powstał oczywiście przypadkowo. Gdybym celował, to w życiu bym nie uchwycił tego w ten sposób. Nie mówię, że nie celowałem. Owszem celowałem, i to nie raz: w tramwaje, jadące w przeciwną stronę. Zgadnijcie, co z tego wyszło :-)
czwartek, 17 września 2009
Gdynia kocha film, film kocha Gdynię
Taką parafrazą słów Misia Uszatka promuje się tegoroczny Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. A na chodnikach wokół festiwalowego kina można poczytać cytaty z innych polskich klasyków. Tutaj mamy np słynny tekst z Misia. W tle oczywiście kino (nie widać dobrze - były ogromne kolejki do kas, aż miło popatrzeć), a jeszcze dalej dumnie górujący nad całym Trómiastem wieżowiec Sea Tower.
Pozdrowienia z Gdyni!
poniedziałek, 14 września 2009
TUM
Archikolegiata w Tumie pod Łęczycą jest jednym z najwspanialszych zabytków romańskich w Polsce. Niedawno byłem tam przy okazji koncertu. Gdy już miałem wracać i stałem przy samochodzie, odwróciłem się, żeby jeszcze raz spojrzeć na bryłę kościoła. Widok tak mi się spodobał, że bez namysłu pstryknąłem zdjęcie z ręki. Jednocześnie kompletnie nie wierzyłem, że cokolwiek na nim wyjdzie. Ale chyba jednak coś tam wyszło :-)
środa, 9 września 2009
Szerokiej drogi
Nieodśnieżona droga, boczny wiatr, kierownica w jednej ręce, aparat w drugiej, a na kołach łyse letnie opony. Co jest potem, łatwo sobie wyobrazić. Oczywiście kartę pamięci można wydobyć z roztrzaskanego aparatu, z wraku samochodu, a zdjęcie zamieścić ku przestrodze.
Na szczęście moje głupie hobby nie skończyło się tamtego dnia w opisany tutaj sposób. A później kupiłem sobie nowe zimowe opony i już tego nie powtarzałem. No, przynajmniej nie zimą...
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Masa rowerów
Rowerem jeżdżę po Łodzi od wielu lat, ale w zeszły piątek dopiero pierwszy raz wziąłem udział w Masie. Był to ciekawe doświadczenie i na pewno powtórzę je jeszcze nie raz. Jednak moja refleksja jest taka, że wolałbym, aby Masa Krytyczna w ogóle nie była potrzebna. Żeby rowerzyści po prostu mogli jeździć po prawdziwych ścieżkach, a nie musieli przypominać o swoim istnieniu przy pomocy takich manifestacji. Kierowcy i piesi nie manifestują, bo to z myślą o nich buduje się całą infrastrukturę drogową, i mają się gdzie podziać. My rowerzyści jesteśmy zawieszeni gdzieś pomiędzy i tak naprawdę nikt nas w mieście nie chce...
wtorek, 25 sierpnia 2009
Tor Służewiec o poranku
A czasem jest tak, że budzisz się na najwyższym piętrze obskurnego hotelu w stolicy, wychodzisz na balkonik - klaustrofobiczny i agorafobiczny zarazem - a twoim oczom ukazuje się widok zgoła nieoczekiwany. Oto tuż obok, po olbrzymiej połaci zeschniętej trawy, galopuje jeździec na koniu. Wieczorem dzień wcześniej nie było tego widać, wydawało się, że jesteś na zwykłym blokowisku w wielkim mieście. I owszem, jesteś, ale oprócz ciebie jest tu tor wyścigowy Służewiec.
sobota, 22 sierpnia 2009
Summer In The Office
Półmrok. Szumiący wentylator. Przez pionowe żaluzje bezlitośnie przebijają się promienie słońca i tną niczym gorące żyletki. Gdzieś na drugim biurku dzwoni telefon. Jest duszno i sennie.
Lato w mieście.
Lato w biurze.
czwartek, 20 sierpnia 2009
Sięgaj, gdzie kot nie sięga
sobota, 15 sierpnia 2009
Widzew - ŁKS czyli derby z bliska
I tak właśnie wyglądał mój wczorajszy debiut w roli fotoreportera sportowego. Mecz trafił mi się ciekawy o tyle, że było co fotografować. Tego zresztą zawsze można się spodziewać po derbach Łodzi. Tak więc pstrykałem wszystko, co się działo na boisku, a także poza nim. A działo się sporo, niekoniecznie dobrego. Gorąco zachęcam do obejrzenia pełnej fotogalerii z tego meczu - klikajcie tutaj!
piątek, 7 sierpnia 2009
Uciekający źrebak
Po chwili na drodze pojawili się ludzie z psami. Sprawnie zagonili spłoszonego źrebaka z powrotem do zagrody. Samochody ruszyły dalej i w ten sposób żadne zwierzę nie ucierpiało podczas robienia tego zdjęcia :-)
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Mierzeja
czwartek, 30 lipca 2009
Tarnica, Bieszczady 1995
Dzisiaj będzie naprawdę stare zdjęcie. Zrobione jeszcze w zeszłym tysiącleciu, aparatem oczywiście analogowym. Chyba był to Kodak Cameo, ale pewien nie jestem.
Wiem tylko, że to była moja pierwsza wizyta w Bieszczadach. Spędzałem wtedy wakacje nad Soliną, ale zachciało mi się większych gór. Któregoś więc dnia wybrałem się autostopem do Ustrzyk Górnych, a stamtąd z buta na Tarnicę - najwyższy szczyt Bieszczadów. Tak na żywioł, nawet bez dobrej mapy, tylko z paroma kanapkami w plecaku. Na szczycie usiadłem i zrobiłem sobie zdjęcie.
Tamtego dnia Bieszczady zyskały kolejnego dożywotniego miłośnika :-)
niedziela, 26 lipca 2009
Na spływie kajakowym na Pilicy
Oczywiście na kajak nie wziąłem lustrzanki, tylko niedawno kupioną za bezcen na allegro małpkę. A więcej zdjęć ze spływu można oglądać w mojej galerii na flickr.com.
sobota, 18 lipca 2009
Nowe aparaty testuję na Tour de France
Niemal równo rok temu nabyłem Nikona D80 i jedno z pierwszych zdjęć pstryknąłem bez zastanowienia telewizorowi, gdzie akurat jechali kolarze. Teraz sytuacja się powtórzyła. Kupiłem sobie używanego maleńkiego Canona SD700 IS i znów wycelowałem obiektyw w kolarzy. Ciekawe czym ich sfotografuję za rok :-)
Po co mi używana "małpka" skoro mam lustrzankę i telefon robiący zdjęcia? To proste. Lustrzanki nie wezmę ze sobą wszędzie, a fotografowanie telefonem... cóż, nie oszukujmy się: póki co żaden nawet najdroższy telefon nie umywa się do pierwszego z brzegu aparatu. Uważam, że opowieści o genialnych zdjęciach zrobionych telefonem są równie wiarygodne jak reklamy środków czyszczących w telezakupach mango24. Owszem, te produkty świetnie czyszczą, pod warunkiem że coś nie jest brudne. I podobnie jest z telefonami. Można zrobić nimi dobre zdjęcie, pod warunkiem, że mamy idealne światło, mnóstwo czasu i jesteśmy w odpowiedniej odległości od fotografowanego obiektu - w końcu telefony nie mają zoomu. A jednak tysiące ludzi są gotowe wydawać tysiące złotych na te zabaweczki.
Ale są też dobre strony tego owczego pędu na komórki z aparatem: normalne aparaty tak szybko tracą na wartości, że można kupić naprawdę świetny i całkowicie sprawny model z optyczną stabilizacją obrazu za mniej niż 200zł. A trzy lata temu ludzie płacili za niego dziesięć razy więcej! Więc gdy sprzedawca będzie was namawiał na najnowszy aparat z rozpoznawaniem uśmiechu i filmami HD, za jedyne półtora tysiąca złotych - pomyślcie ile będzie on wart za dwa, trzy lata :-)
sobota, 11 lipca 2009
Gniazdo szerszeni
Moi rodzice mają domek w lesie, a za domkiem drewniany wychodek. W zeszłym roku wychodek upodobały sobie szerszenie i uwiły w nim śliczne gniazdo. Fotografowałem je kilka razy w różnych stadiach budowy i byłem pod ogromnym wrażeniem całego procesu konstrukcyjnego. Siedziałem sobie z aparatem spokojnie, a szerszenie latały mi nad głową bucząc uroczym basem. Kompletnie nie zwracały na mnie uwagi, również nic nie robiły sobie z flesza.
Po kilkunastu dniach gniazdo rozrosło się jednak do takich rozmiarów, że nie dało się wejść do wychodka. Poza tym pierwsze osobniki zaczęły już zaglądać do domu, a to nie było zbyt przyjemne. Na zdjęciu owady te wyglądają jak zwykłe osy, ale proszę pamiętać, że w rzeczywistości są od nich dwukrotnie większe! Przyjechali więc strażacy i gniazdo usunęli.
Na pamiątkę zostało mi to zdjęcie i kilka innych. Można je obejrzeć w tej galerii.
poniedziałek, 6 lipca 2009
Ucieczka z linii frontu
To był jedyny w swoim rodzaju wyścig: z jednej strony ja w swoim małym samochodziku, z drugiej - potężny front burzowy, sunący nieubłaganie przez południową Polskę. On mnie gonił, ja uciekałem. Na zachód :-)
Zaczęło się w Bielsku Białej. Było duszne i upalne przedpołudnie i jazda autkiem bez klimatyzacji była trudna do wytrzymania. Wiatru ze wschodu jeszcze nie czułem, ale widziałem go na czubkach drzew. Gdy zbliżałem się do Opola, w lusterku wstecznym miałem już siną, ciemną chmurę na pół horyzontu. Ale w twarz wciąż świeciło mi ostre słońce. Wysiadłem na stacji benzynowej i poczułem na swojej skórze ostre i chłodne tchnienie frontu. W ostatniej chwili uciekłem przed pierwszymi kroplami deszczu.
Ale w samym Opolu mnie dopadło. Musiałem wysiąść do sklepu i w jednej sekundzie zmokłem do suchej nitki. Jeden zero dla burzy.
Z Opola pognałem czym prędzej dalej na zachód. I po chwili znów mogłem wyłączyć wycieraczki. Moje autko było jednak szybsze od nawałnicy, która znowu została w tyle. Postanowiłem więc przystąpić do kontrataku. Zaczaiłem się na parkingu pod Wrocławiem, wyciągnąłem aparat, wycelowałem obiektyw na wschód i czekałem.
Najpierw zrobiło się ciemno, a potem w jednej chwili w spokojne centrum handlowe uderzył gwałtowny wicher. Drzewka na parkingu wygięły się jak trzciny, ludzie biegali w panice, a w powietrzu zaczęły latać torebki i papiery. Nie miałem zamiaru znów zmoknąć, więc działałem szybko. Z aparatem gotowym do strzału poczekałem aż niebo przetnie jakaś błyskawica, a gdy to nastąpiło, natychmiast wcisnąłem spust migawki. Zdążyłem! Ustrzeliłem piorun w locie! Czym prędzej wsiadłem do auta i pomknąłem dalej na zachód.
Burza goniła mnie jeszcze, ale wyraźnie osłabła po tym trafieniu. W Legnicy już tylko trochę pogrzmiała i powiała, by w końcu rozpłynąć się w powietrzu. Wyścig uznałem za wygrany. Może łowcą burz nie jestem, ale i tak było fajnie :-)
niedziela, 21 czerwca 2009
(70)
Sporo w ostatnim roku jeździłem po Polsce, ale taki znak ograniczenia prędkości widziałem tylko w jednym miejscu: niedaleko Pyrzyc, między Szczecinem a Gorzowem Wielkopolskim. Robi wrażenie i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. A żeby nie było wątpliwości, czy takie tablice mają moc prawną, tuż wcześniej stoi normalny mały znak drogowy z tym samym ograniczeniem. Brawo za pomysł!
środa, 17 czerwca 2009
wtorek, 2 czerwca 2009
Po przeprowadzce
Zawsze chciałem mieć antresolę w mieszkaniu :-)
czwartek, 28 maja 2009
Blaugrana al vent!
Barcelona wygrała Ligę Mistrzów.
Gdybym prowadził zwykłego bloga, to pewnie napisałbym teraz o tym, jak mój brat w tej chwili świętuje gdzieś na ulicach Saragossy zwycięstwo swojego ukochanego od zawsze klubu.
Ale ja pokazuję zdjęcia. Mam też kotkę, która raczej ignoruje futbol. Nawet gdy Messi strzela główką na dwa zero :-)
Niech to będzie moja relacja z dzisiejszego wieczoru. Blaugrana al vent!
wtorek, 26 maja 2009
Przełęcz Puchaczówka
To był kwiecień, w górach jeszcze zima. Dlatego gdy dwa lata później ponownie odwiedziłem te okolice - tym razem latem - to specjalnie wybrałem trasę przez Puchaczówkę. I z pamięci strzeliłem fotkę jak najbardziej podobną. Widzicie ją powyżej :-)
sobota, 23 maja 2009
Tu byłem - kot
Koty są śliczne i wspaniałe. Mają miękkie futerko i słodko mruczą. Poruszają się z gracją i potrafią chować pazury. Ale czasem nie chowają :-)
To efektowne drapnięcie było efektem ubocznym całkiem przyjemnej zabawy. Moja kotka była w dobrym humorze, wyluzowana i ani myślała robić mi krzywdę. Za to ja dawno nie obcinałem jej pazurów. Ot co.
wtorek, 19 maja 2009
romantyczny zachód słońca z koparką
Droga nr 702, miejscowość Wały, niedaleko Kutna. Ograniczenie prędkości, fotoradar, niebezpieczny zakręt. Znam go na pamięć, lepiej niż kierowca formuły 1 zna szykany w Monte Carlo. Ale na wyjściu z zakrętu czeka mnie niespodzianka - majestatyczna sylwetka koparki, odbijająca się w tafli wody na tle zachodzącego słońca. Mam nad kierowcami wyścigowymi również tę przewagę, że mogę, kiedy chcę, zatrzymać się, zawrócić i ponapawać się nawet najbardziej kiczowatym landszaftem.
A wyścig w Monte Carlo już w najbliższą niedzielę :-)
niedziela, 17 maja 2009
"2001: A Space Odyssey" live
Łódź, Manufaktura, 15 maja 2009. Orkiestra i chór Filharmonii Łódzkiej akompaniują na żywo do projekcji filmu Stanleya Kubricka. Kto film zna, ten wie, że ten spektakl był po prostu WIELKI. Kto nie zna - niech żałuje w ogóle.
Byłem, widziałem i do tej pory na wspomnienie niektórych sekwencji ściska mnie w gardle z emocji. Brakuje słów, aby to opisać.
Więcej zdjęć wkrótce :-)
wtorek, 12 maja 2009
międzynarodowa wystawa kotów rasowych
Więcej zdjęć z wystawy po kliknięciu w ten link.
sobota, 9 maja 2009
tranzytem przez Drawieński Park Narodowy
Chociaż większość polskich parków narodowych zwiedziłem, to niektóre są mi zupełnie nieznane. Wtedy lubię, gdy tylko nadarza się możliwość, choćby rzucić na nie okiem zza szyby samochodu. Zawsze to lepsze niż nic... W ten sposób, jadąc w zeszłym roku ze Szczecina do Bydgoszczy, zboczyłem nieco z trasy i przez dwie godzinki napawałem się Drawieńskim Parkiem Narodowym. Pozostało kilka zdjęć, pozostał również niedosyt i apetyt na jeszcze. Może kiedyś... :-)
niedziela, 3 maja 2009
W Kutnie gra się w baseball
Akurat rozgrywano jakiś turniej juniorski. Zaciekawiony podjechałem i wszedłem na trybuny. Obsada międzynarodowa - na stadionie łatwiej było usłyszeć język angielski czy japoński niż polski. Popatrzyłem trochę, zrobiłem parę zdjęć - ale mecz zaraz się skończył. A ja do tej pory nie rozumiem za bardzo, o co w tej grze chodzi :-)
piątek, 1 maja 2009
Tercet na skrzypce i karabin
Na Piotrkowskiej można spotkać różne postacie. Niektóre na stałe wpisały się już w jej krajobraz, tak jak mim z dzwoneczkiem czy babcia sprzedająca czosnek. Ale takiego tercetu jak na powyższym zdjęciu to jeszcze nie widziałem. I pewnie nieprędko nadarzy się kolejna okazja :-)